Podróż Dwie doby w Londynie
Szaro, deszczowo, drogo – takie skojarzenia budził we mnie Londyn dotychczas. Jak na przekór miasto przywitało nas jednak niespotykanym listopadowym słońcem i oczarowało – przede wszystkim architekturą, ale nie tylko. Jedynie co do cen moje uprzedzenia się potwierdziły.
Ale od początku…
To był nasz najkrótszy wyjazd za granicę. W sumie półtora dnia na zwiedzanie. Lądowaliśmy na Stansted około południa, ale od lądowania do zwiedzania dzieliła nas jeszcze niemała przeprawa. Z terminala lotniczego autobusem na dworzec Victoria w Londynie, a potem metrem do hostelu w dzielnicy West Kensington. W ten oto sposób, spędziwszy pół dnia w najróżniejszych środkach transportu, wylądowaliśmy w miejscu przeznaczenia.
Po krótkim odpoczynku zaczęliśmy zwiedzanie. Plan był taki, aby udać się w najbardziej oddalony punkt i wracać piechotą wzdłuż rzeki. Nim rozpoczęliśmy nasz spacer, słońce zdążyło schować się za horyzontem. Na szczęście, Londyn nocą okazał się zniewalający.
Pierwszym punktem na naszej trasie był Tower of London, czyli jeden z najstarszych zabytków miasta. Tower wyróżnia się na tle innych zabytków Londynu wiekiem, co można odczytać w architekturze, szarym wapiennym kamieniu, z którego zamek jest zbudowany, no i fakcie, że jego poziom 0 znajduje się znacznie poniżej współczesnego chodnika. Twierdza Tower of London zlokalizowana jest nad rzeką nieopodal Tower Bridge – najsłynniejszego mostu zwodzonego na świecie i symbolu Londynu. Jak mogliśmy się przekonać, wieczorem z nabrzeża pod zamkiem rozpościera się piękny widok na most i chyba jeszcze piękniejszy na południowe nabrzeże, czyli Bankside.
Przeszedłszy na południową stronę rzeki mostem Tower Bridge mogliśmy z kolei podziwiać Tower of London i biurowce the City w tle, a następnie spacerem powędrowaliśmy przez Bankside – najpierw pod nowoczesnym budynkiem City Hall, a następnie dalej na zachód.
Często bywa tak, że szukając jednego miejsca odkrywany inne, jeszcze ciekawsze. Tak było i tym razem. Chciałam zobaczyć, gdzie mieszkała tytułowa bohaterka filmu Bridget Jones i w ten sposób trafiliśmy na Borough Market. Sam rynek ma ciekawą historię – liczy sobie niemalże tysiąc lat tradycji. Obecnie ma nieco hipsterską atmosferę, ale jest utrzymany w historycznym klimacie i warto go odwiedzić.
Co ciekawe, pomimo, że większość zabytków Londynu jest zlokalizowana po północnej stornie rzeki, to właśnie południowy brzeg oczarował nas najbardziej. Dzisiaj w dzielnicy znajduje się wiele sentymentalnych pamiątek po dawnych czasach. Weźmy za przykład dawne doki statków, które w sprytny sposób zaaranżowano, jak chociażby Hay’s Galleria i drugi mniejszy z dok, w którym zacumowano trzymasztowy żaglowiec na kształt tych, które pływały po morzach 500 lat temu.
Na Bankside znajduje się jeszcze jedna pamiątka po dawnej historii dzielnicy – Teatr Globe. Wybudowano go jako replikę poprzedniego Globe’a funkcjonującego w tym miejscu kilkaset lat temu. Właśnie w nim miały miejsce premiery sztuk Wiliama Shakespeare’a.
Spod teatru Globe dotarliśmy pod Tate Modern. Budynek na żywo i z bliska wygląda jak nie z tego świata. Jako instytucja, jest ogromnym muzeum sztuki nowoczesnej.
Spod Tate powędrowaliśmy dalej – z powrotem przez rzekę Kładką Milenijną w kierunku Katedry Św. Pawła.
Tam dopadło nas zmęczenie. Spod Katedry już nieco szybszym krokiem udaliśmy się dalej w kierunku London Eye i Westminsteru. Kolejne 3 km wzdłuż rzeki przyprawiły nas o ból nóg, głód i wszystkie plagi egipskie. Ale podziwianie koła młyńskiego London Eye w nocnej szacie było warte wysiłku. Londyńskie Oko to kolejny obok Kładki Milenijnej i Tate Modern stosunkowo nowy obiekt na mapie miasta, który ściąga tłumy turystów.
Z naszego punktu obserwacyjnego pod Londyńskim Okiem do Parlamentu i Big Bena dzieliło nas już kilkaset metrów, ale gdy dotarliśmy na miejsce, byliśmy tak zmęczeni, że zabrakło energii nawet na chwilę zachwytu. Fotki też nie wyszły. A szkoda, bo kolejnego dnia w tym samym miejscu był nieporównywalnie większy tłum.
Z pobliskiej stacji metra St. James Park wróciliśmy do naszego hostelu w West Kensington.
TUTAJ znajduje się dokładny opis naszego wieczornego spaceru po mieście i mapka. Spisałam też niektóre CENY obowiązujące w listopadzie 2013 roku w kosztownym Londynie.
Od Westminsteru przez Buckingham po Harrodsa 2013-11-16
Śniadanie w W14 było… hmm… stresujące. Hindusi prowadzący przybytek donosili po pięć tostów, a że na sali śniadanie spożywało równocześnie kilkanaście osób, to bilans tostów był nieubłaganie ujemny. Dodajmy, że poza tostami i dżemem było tylko musli, w związku z czym tosty stanowiły łakomy kąsek. Czy w takiej sytuacji wypada sięgnąć po dwa tosty na raz? :]
Ostatecznie jednak napchaliśmy się jak trzeba, a sowitą porcję tostów zalaliśmy mocną kawą. Następnie, tuż po 9:00 ruszyliśmy do miasta. Na dobry początek Tate Britain.
Zwiedzanie imponujących zbiorów zajęło nam czas do południa, a potem przyszedł czas na najważniejsze miejsca związane z brytyjską koroną. Najpierw: Parlament. Co ciekawe, najsłynniejszy budynek w Wielkiej Brytanii jest de facto dziełem zaledwie dziewiętnastowiecznym, ale to nie umniejsza jego piękna. Przewodniki mówią, że to szczytowe osiągnięcie neogotyku i trudno się nie zgodzić. A nad Pałacem czuwa najsłynniejszy zegar świata – Big Ben. Niestety, w ciągu dnia u jego stóp przepływają tłumy turystów i ciężko zatrzymać się chociaż na chwilę.
A zatem trzeba iść dalej – na Downing Street. Niestety, od ponad 20 lat wjazd na uliczkę zagradzają: szlaban, brama i warta, a wejścia do interesującego nas domu nawet nie widać.
Udało się za to zobaczyć wartę konną. Wartownicy pod Budynkiem Gwardii Konnej, a przede wszystkim czarne piękne konie, budzą jeszcze większe zainteresowanie niż mieszkanie premiera przy Downing Street.
Następnie ruszyliśmy dalej – tam gdzie być trzeba, gdy jest się w Londynie, czyli pod Pałac Buckingham.
Droga prowadziła przez sympatyczny St. James’s Park. Spacer uatrakcyjniała zwierzyna, a w zasadzie ptactwo w ogromnej liczbie i rozmaitości.
Przeszedłszy park wzdłuż wyszliśmy pod samym Pałacem Buckingham. Hmmm, no jest kawał pałacu… No i zawsze jest szansa, że królowa akurat będzie przejeżdżać…
Następnie, w zasadzie przez przypadek trafiliśmy do Katedry Westminsterskiej. Obiekt jak na londyńskie standardy nie jest stary, bo wybudowano go na przełomie XIX i XX w. To jednak nic nie zmienia, bo jego wygląd hipnotyzuje. Skusiliśmy się też na wyjazd (windą) na wieżę.
W Katedrze Westminsterskiej zapadła spontaniczna decyzja, że spacer zakończymy wizytą w Harrodsie. A że trasa prowadziła przez Belgravię, to zapowiadało się snobistycznie.
Belgravia to najbardziej prestiżowa dzielnica mieszkalna Londynu, a przy okazji jeden z najdroższych kawałków Ziemi. Niektóre z tutejszych posiadłości są wyceniane na ponad 100 mln £. Nie myślcie jednak, że złoto przelewa się tutaj przez płoty. Bynajmniej. Zamożność dzielnicy zdradzają głównie drogie samochody zaparkowane wzdłuż chodników.
A za zakrętem: Harrods. Gdy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy szarańczę ludzi. Ale to dobrze. Dzięki temu nie wyróżnialiśmy się zbytnio w naszych niewytwornych turystycznych strojach.
Najpierw obeszliśmy parter, czyli stoiska z biżuterią oraz słynne działy z żywnością – mięsa, sery, warzywa z najwyższej półki. Chociaż największe wrażenie robiły nie tyle produkty, co wystrój – złocenia, szkło i piękne kafelki przybliżające klimat ekskluzywnego sklepu z minionych epok. Niestety atmosfera nieco ginęła w nieprzeciętnej ludzkiej zupie, ale i tak było warto. Następnie, z pewną nieśmiałością udaliśmy się piętro wyżej. Tam wystrój niestety nie różnił się już od zwykłego domu handlowego. Ale dzieła wszystkich najważniejszych światowych kreatorów mody zebrane w jednym miejscu robiły wrażenie. Dla nas to było jak odwiedziny w interaktywnym muzeum. A ludzie naprawdę robią tam zakupy! ;]
Tak jak pisałam na wstępie, do Londynu przez długi czas nie byłam przekonana. Ale dałam się zaczarować i na pewno jeszcze tam wrócimy.
TUTAJ znajduje się dokładny opis naszego spaceru drugiego dnia po mieście i mapka.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
ładnie się nocny Londyn zaprezentował :)
-
Statyw krępuje ruchy w trakcie spaceru :P Poza tym lecieliśmy z podręcznym i trzeba było wybierać: statyw albo kabanosy ;))))
-
to racja, nocny Londyn rzadko się pojawia, zdjęcia ładne, ale statyw "pozdrawia".
-
I ja z przyjemnością zobaczyłam nocny Londyn:)
-
Sympatycznie było podreptać z Tobą starymi kątami Londynu. Dzięki za miłe wrażenia. Pozdrawiam.
-
...Londyn nocą zyskuje ... :-) ...
...bezpieczniej będzie napisać - przez dwie doby!...